I jak co roku – niektórzy już od ponad pół wieku z okładem, z tą samą niesłabnącą nadzieją w sercach i prawie dziecięcą radością w oczach rozpoczęliśmy kolejny sezon żeglarski. W myśl zasad – kto się nie rozwija, ten się cofa, a jak uciekać, to tylko do przodu – nasza duma - katamaran/baza – zyskał autonomię dzięki Maćkowi i Mariuszowi, którzy uzbroili go w ster. Urządzenie przeszło chrzest bojowy na trasie z miejsca zimowania do naszej przystani i tylko uczestnicy tej wyprawy wiedzą, że do wzoru siła razy ramię trzeba dodać jeszcze cierpliwość oraz cierpliwość i… cierpliwość.
Korzystając ze słonecznej aury, z dużą dozą dostojeństwa wymieniliśmy powitania z kruszwiczanami kibicującymi nam z mostu; z załogą kruszwickiego WOPR – przyzwyczajoną do naszej obecności nieustającej na akwenie, no i z wioślarzami – z którymi łączy nas miłość do wody, choć sposoby jej wykorzystania nie do końca idą z sobą w parze.
Podczas gdy jedna załoga oddawała swoje umiejętności i czas misji na katamaranie, druga załoga – pod dowództwem komandora - wodowała jachty. Oprócz doświadczonych zejmanów, którzy nie jeden jacht na kilu posadzili, tradycyjnie nie zabrakło młodych adeptów sztuki żeglarskiej. Uwijając się z pasami, linami, bosakami i odbijaczami, ekipa pod dowództwem Mirka udowadniała, że żeglarstwo jeszcze długo nie skończy jako jedna z wielu aplikacji wepchniętych pod dotykowy ekran. Choć po zimie - co ponoć niemożliwe – niektóre wanty się rozwlokły, a inne skurczyły, ostatecznie siłą rozsądku i woli udało się przygotować armadę do kolejnego sezonu. Nie bylibyśmy sobą, gdyby tak wyczerpujące działania nie miały oparcia w mocy jadłospisu. Walcząc z wiatrem, słońcem i samymi sobą, rokoszowaliśmy się skibkami chleba ze smalcem - dziełem kulinarnym Doroty i ogórkami kiszonymi – przygotowanymi z sercem i kunsztem przez mamę Maćka i Mariusza. Grill pod batutą Marcina też wypadł koncertowo, a zwieńczeniem tych rozkoszy była drożdżówka… właściwie drożdżówa, która wyrosła pod czujnym okiem Iwony. I dzięki mocy jadłospisu sobotę uznać można za dzień, który nie mógł udać się lepiej.
Jak każe tradycja, oficjalne rozpoczęcie sezonu musi nastąpić w niedzielę. I nie inaczej było w tym roku. Banderę, przy miarowych uderzeniach dzwonu targanego przez Wojtka, pod gafel wciągną Krzysztof – lider Pakateamu. Tym samym wyruszyliśmy w kolejny etap naszej życiowej przygody, by przez kolejnych kilka miesięcy dzielić radości na wodach Mare Polonorum. Bo póki żagle białe...
Foto...[TUTAJ]