Na początku września odbyła się planowana coroczna eksploracja mazurskich szlaków. Żeglarsko wiało słabo lub wcale – wrześniowa „patelnia”. Pozwoliło to klubowej starszyźnie nadrobić braki snu i wypoczynku.
Podczas obserwacji wpływających do modernizowanego sztynorckiego portu jachtów (koła sterowe, silniki stacjonarne, jachty o długości powyżej 30 stóp, obowiązkowe skipperskie rękawiczki) rozwinęła się żeglarska dyskusja. Poglądy „płacę i wymagam, chcę pływać na nowoczesnej i dobrze wyposażonej np. w lodówkę i telewizor flocie” jak zwykle ścierały się z zaufaniem do świetnie zadbanych konwencjonalnych „Bełbotów” reprezentujących nurt polskiego żeglarza Kuby Jaworskiego: „unikaj przerostu patentów”.
W tym miejscu musimy stanowczo podkreślić, że od lat doświadczaliśmy, doświadczamy i będziemy doświadczali „bełbotowych zalet”:
- bardzo dobrego przygotowania i niezawodności sprzętu
- cierpliwego, profesjonalnego przekazywania i instruktażu przy pobieraniu jachtów, stanowiącego dla młodych żeglarzy element dodatkowej darmowej lekcji kursu żeglarskiego
- dobrze opracowanych cech konstrukcyjnych i nautycznych jachtu czarterowego
- klimatu portu Bełbotów - dla nas drobne pomyłki i chwile zastanowienia nad ołówkiem wypełnionym grafikiem czarterów to tylko element wprowadzający dodatkowy spokój na urlopie
Są takie ważne żeglarskie miejsca jak Funka, Trzebież i Bełbot nad Tajtami. Na pewno dla kolejnego pokolenia skipperów mazurskie doświadczenie z Bełbotem to najwłaściwszy kurs. Jako kruszwiccy przyjaciele życzymy rodzinie Bełbotów dalszego rodzinnie spójnego kierunku rozwoju - może na przykład w kierunku czarteru „one way” z drugą bazą gdzieś pod Rucianym w Puszczy Piskiej?…